Wednesday, August 19, 2009

quien se mete con mi barrio, me cae mal

moje obowiazki rozlozyly sie doslownie w czasie i przestrzeni. troche mnie wykancza koneicznosc wstawania o pol do siodmej, zeby wspiac sie na gore i zabrac chlopakow do szkoly. z drugiej strony odkrylam w sobie uczucia macierzynskie. mialam nawet mysl ze moglabym tam ostac i sie njimi zajmowac, zeby wyrosli na ludzi. strasznie ich lubie. ale szybko przestalam tak uwazac. za to ide dzis na wywiadowke.

porankami mam zajecia z dziecmi z angielskiego. wymaga to nastepnego wspiecia sie na gore (cztery razy obozna). no ale przynajmniej cos sie dziejew. ostatnio znow widzialam GIGANTYCZNIE wielka kure zabita i oblozona OWOCAMI. juz mi odbija, bo zrobilam jej zdjecie, i pomyslalam, ze pewnie stopi mi sie film w aparacie. zbyt wiele razy czytalam harrego pottera. no ale dobra. bo to jest oczywiscie mavumba, ludziom w posce kojarzy sie z big cycem, a mnie osobiscie juz nie tak pogodnie.

rozwalilam sobie palec u nogi i mam nieustannie zly humor. ale dostalam zaproszenie do miasta odleglego o szesc godzin od rio, gdzie mieszka szef piweciogwiadzkowej kuchni i ma gotowac dla oliego i mnie. wiec coz mnie obchodzi moj brzuch?

i tak wroce i bede zeschnietym (acz grubawym) wiorkiem agnieszki.
ja sie pytam, czy kartki doszly??

2 comments:

  1. Do mnie doszła! A nie informowałam już?

    Znalazłam mieszkanie w Porto. Chyba.

    PS. Mnie ta kura na przykład przeraża. I współczuję 4x oboźnej.

    :*mua

    ReplyDelete
  2. do mnie też doszła, kurde, byłem w mysłowicach, berlinie, za tydzień katowice, potem paryż. tyle się dzieje, ale Twoja nadzieja z pocztówki chyba spełzła na niczym, a nawet nie mam teraz czasu żeby Ci napisać więcej...

    K

    ReplyDelete