prosze bez ironicznych smieszkow!
jestem pod takim wrazeniem, ze postanowilam napisac wiecej. bowiem obudzilam sie dzisiaj i spojrzalam w gore, a tam na polce lezal DELFIN! identyczny jak moj! czy to nie niezwykle? od razu mialam lepszy humor. poza tym wstalam sobie, umylam sie w SWOJEJ lazience i zjadlam sniadanie, (tosty, brazylijska mate, ciasto - jak to mowia CZAICIE?), w tym czasie pan domu pokazal mi apartament (´mamy w sumie szesc lazienek´). po faweli nawet tosty sa dla mnie niezwykle.
no a potem sao paulo. rano okazalo sie, ze olie tez tutaj jest, wiec spotkalismy sie w dzielnicy japonskiej, a potem lazilismy dzien caly. no i tyle. bylo fajnie. zjadlam mnostwo dobrych rzeczy. japonska kuchnia mnie nie zalatwila, chociaz posmakowalam tofu i takich bajeranckich zawijasow.
moj host zabral mnie natomiast do hotelu w formie arbuza. byl bardzo zabawny, ale celem byl bar sky na dachu. jejus! czulam sie jak w lost in translation, kiedy oni sacza te swoje santori whisky! postanowilismy ustroic sie w powazne miny i poogladac sao paulo, ktore z gory wyglada jak nowy jork, hong kong czy co tam sobie chcecie. chodzi o to, ze wiezowce sie swieca i nie koncza.
Monday, August 31, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment