sobota, moi panstwo, mija pokazowo. juz poludnie, ole! zaraz ide kupowac prezenty (nie cieszcie sie, nikt nic nie zamowil, wiec NIC NIE DOSTANIECIE), i inne rzeczy. rafael skusil mnie na taka jedna akcje na riowskich przedmiesciach, ale teraz zapewne spi snem sprawiedliwego i nie wiem, co z tego bedzie. chodzi o sambe w miejscu, gdzie dojezdza sie pociagiem. kojarzycie ten klimat! w ameryce prawie nie ma pociagow (kiedys manu chao wynajal jeden w kolumbii i robil w nim koncerty), a w brazylii tylko tutaj w tym stanhie - wojewodztwie jest kilka linii, i nastepuja zderzenia z autobusami. ale wiecie, LUZ. jejus ale bym chciala tam pojechac.
wczoraj, i tak byscie nie uwerzyli, gdybym wam opowiedziala, co sie wyprawialo, a gdybyscie uwierzyli, myslelibyscie o mnie zle, wiec nic nie powiem. wrocilam do hostelu o piatej rano, WCALE nie tanczylam prawie, WCALE prawie nie pilam piwa, wiec w ogole o co chodzi? rio przewraca mi w glowie.
wiec marze o polskich miastach, mam nawet ochote pojechac do krakowa! tak sobie! kto ze mna pojedzie do krakowa?
mam taki plan, ze kupie jdna rzecz w kilku egzemplarzach, wytarguje niezla znizke, i dam tym, ktorzy powinni cos dostac. a za znizke, hm...
Saturday, September 5, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment