Sunday, September 6, 2009

dziesiec tygodni, mission accomplished

to troche kuszenie losu, podsumowywac przed powrotem (w tamtym roku kiedy kmyslalam ze jestem juz jedna noga w polsce, przerwalo droge, ktora powracalam, i wiecie.

ale nie moge sie doczekac. bo przygod raczej juz nie bedzie, przynajmniej planowanych. wrocilam z samby, kolejka byla szalona, wiec zamiast tego wybralismy sie na lape, gdzie o POLNOCY pozarlam pizze, a w ogole to wczoraj na tych przedmiesciach dookola staly kubly z lodem, zeby sobie chlodzic napoje. fajnie co?

bylam dzis na spotkaniu z chlopakami, bylo dziwnie, widzialam film akcji, ten z denzelem w. w roli mediatora w metrze w nyc. moja szefowa nie pozwolila mi dokonczyc ani jednego zdania i nie zwracala na mnie najmniejszej uwagi. bylam troche poirytowana, a potem te samby, wiec juz tylko chce byc w domu. nawet do momentu zjedzenia tej pizzy myslalam, ze nie musze jesc, bo tak chcialam wrocic do domu (ale zjadlam wszysciutko, czyli jednak jesc trzeba).

no wiec sami widzieliscie, bylo jak bylo, jest wiele okreslen, ja wybieram SZALENIE. nie zaluje ani troche ze to wszystko sie wydarzylo, generalnie jest to zlepek wielkich doswiadczen i inspiracji i szalonych chwil godzin i tygodni (acz nie dwunastu, co zdazyla mi wypomniec boltunia zawadzka). dzieki wszystkim, ktorzy zachwycali sie moimi brazylijskimi przygodami, kibicowali i w ogole, i tak NIE BEDZIE PREZENTOW. jestescie super i w ogole, a teraz ide zadzwonic do toma. mam zle przeczucia (jak zawsze).

1 comment:

  1. Na droge powrotna dobrze sie ubierz. Tu jest szalejaca jesien.

    ReplyDelete