Saturday, August 8, 2009

znowu weekend.

czy wy tez tak macie, ze zamiast tego, co chcecie, dostajecie cos zupelnie innego, i potem to sie okazuje najlepsze, albo beznadziejne? (niestety, czasami rowniez).

ja na przyklad tak. pojechalam do rio, i trafilam do mojego hosta, ktory aktualnie bardzo chrapie, do takiego apartamentowca z portierem i kompletem wypoczynkowym w hallu. doceniam takie klimaty po faweli. i wczoraj poszlismy na fieste, na ktorej on gral, bo jest sambista, i wiedzialam, ze to nie bedzie wesole, poniewaz, poniewaz, poniewaz taki bar niedaleko lasu, z basenem i kilkoma barami, to z daleka pachnie snoop doggiem (ktory jest moim pocieszeniem w faweli, z piosenka beautiful, podbil me serce). no ale poszlam, bo nie umialam powiedziec ze chcialabym udac sie na inna impreze, i w pierwszej polowie bylo slabiutko, ale potem rafael wylowil z tumu innych couchsurferow, a ja z nich zrecznym okiem europejczyka. klasyk! adhd, marihuana, neuroza, ironiczny humor. byl strasznie milym belgiem. bylam o krok od wepchniecia go do basenu, kiedy przyszla ochrona (nie wolno wlazic do basenu w nocy!). fajnie bylo. i mialam kupony na darmowe piwo. nauczylam sie poza tym, a raczej rafael host mnie nauczyl nowych krokow, wiec umiem nawet tak krzyzowac nogi i w tym skrzyzowaniu sie cofac. i tak taniec afro to moj priorytet, jak pamietamy.

dzis natomiast zamiast na plaze, poszlismy na zwiedzanie. starym tramwajem wjechalismy na gore santa teresa, gdzie ludzie doczepiali sie z zewnatrz i jechali jak w tramwajach ze zdjec z wojennej warszawy. to bylo takie piekne, te stare rezydencje, ze wrzecz pokrzykiwalam z zachwytu, i robilam zdjecia, ale potem poszlismy do faweli, i pani polecila mi przestac, bo moga mnie zastrzelic. no i wyszlismy z faweli w pospiechu.

wsliznelismy sie na wielka impreze capoeiry, a potem poszlismy zamiast na planowana impreze to do centro. wiedzialam, ze tam sa ukryte nieziemskie atrakcje! lonely planet mowi, ze lepiej stamtad znikac wieczorem, bo moze byc nieprzyjemnie, wiec szlam uczepiona ramienia mojego hosta, kiedy pogwizdywaly na nas podejrzane typy, ale w koncu wyladowalismy na ulicy, gdzie grali sambe! piekna sambe, orquesta voadora grala tak, ze pierwszy raz w yciu widzialam na zywo, kiedy ludzie tak wywijali puzonami, wiecie co mam na mysli?

i tak sobie siedzielismy, pijac zimne piwo na cieplej ulicy rio, ktora w koncu pokazala mi jak to naprawde wyglada, za co jestem bardzo wdzieczna swiatu dookola. chociaz nie spotkalam sie z nikim, z kim planowalam. mowilam juz o moim podszyciu sie pod dziennikarke? na razie nic nie wiadomo, ale planuje te szalenstwa, o tak, mam nadzieje, ze w najblizszy weekend po tym cos bedzie wiadomo, to wam opowiem. ide zbudzic rafaela, bo zastanawiam sie, czy wybieramy sie do dzielnicy nocnej samby. opa!

No comments:

Post a Comment