Tuesday, July 7, 2009

ona jest z polski. ona lubi mango

miliony okolicznosci sprawily, ze nie moglam napisac wczesniej, kto wie czy teraz mi sie uda, ale harry powiedzial, ze co dwa dni iles tam stron wystarczy. no to tak.w weekend wydarzyly sie setki rzeczy ale wiekszosci juz nie pamietam, bo wydarzenia wcorajsze byly bardziej niezwykle.
no to w sobote wracalam sama do domu z rio, lonely planet powiedzialo ze to nie szkodzi, bo rio jest waskie i dlugie, ale ja o tym nie wiedzialam i myslalam ze wyladuje gdzies wiecie, na koncu brazylijskich swiatow. no ale spoko. pan, ktory sprzdaje bilety i przepuszcza przez bramke jak w warszawskim metrze powiedzial, ze w 2006 roku jego portugalksi byl taki jak moj. to dobrze rokuje, nie?naweiasem mowiac, MOJ portugalski poprawia sie w szalenczym tempie. jest to wymuszone okolicznosciami, o ktorych zaraz wspomne.
a w niedziele pozlismy na ferie czyli rynek, gdzie zjadlam mnostwo owocow, i na lody o smaku acai, ktore ma podobno iscie szalencze wlasciwosci. rozrywka latynosow sa centra handlowe. wiec pojechalismy. bylo przeokropnie nudno, maja straszne ubrania, akie w stylu dziurek zamias dekoltu.
ale! kojarzycie te kadr ze slumdoga, ujecie z gory na slumsy? no, to tak to troche wyglada jak sie patrzy z podworka domu rodziny, z ktora mam pracowac. poszlam tam wczoraj, mama byla w szpitalu, a sergio chcial mnie zostawic sama z synami. snulam juz wizje mnie zrzucanej ze skal, bo na serio nie wygladalo to dobrze, potem oni zaczeli sie klocic, tych dwoch synkow, mlodszy wygladajac jak koles z miasta boga ktory wrocil z napadu. no ale ok. wiec musze mowic coraz lepiej, bo inaczej nigdy sie nie dogadam z nimi, a od dzis zaczynamy szalone korki. melissa poradzila mi nie zwracac uwagi, kiedy beda bili sie z matka, ktora jest eksnarkomanka. kazdy dzien przynosi inne nowiny, nie?
no ale dobra. uklad jest taki, ze ja bede ich uczyc matmy, a oni mnie puzczania latawca. to najpopularniejsza zabawa brazylijczykow.
szkola jak szkola, nuda.
rodzina moja brazylijska jest szalona i duza. w sobote zabrali mnie na internet do domu tescia corki sergia, ktory zchwycil sie mom pochodzeniem z powodu chopina i lecha walesy, ktory jest syndykalista jak on. tesc nazwal jednego z synow marks, na czesc karola, bo uwaza, ze jego idee sa niebianskie. generalnie byl mily, a moja wizyta przerodzila sie w mini impreze. oni strasznie mnie polubili, nie wiem, czy nie za szybko, bo potem mnie znienawidza i co? a tak np jemy sobie pycha jedzenie i jest wesolo.
jest w ogole duzo rzeczy, ktore mnie bawia. w centrum na stacji benzynowej co jakis czas puszczaja what a wonderful life, zeby nikt nie zapomnial, lubie tez salon kosmetyczny Oh Lord.
jesli chodzi o lekcje angielskiego, to najpierw musze jechac do rio, zeby wziac materialy ze szkoly, ktora prowadzi sierociniec, i sie przypatrzec, ale gwarantuje, e wyjazd uplynie pod znakiem caipirinhii. zjadlam juz wszystkie ciastka, ktore przywiozlam z polski, ale znalazlam takie z promocji za jednego reala, nie wygladaja zle ;).
to tyle. chcialam napisac wielka piekna note, ale w tym stresie to niemozliwe. mam na mysli internet z modemu, wizje szkoly za dwie godziny, dzieciakow z gory za szesc, wizyty w rio ja ilestam i w ogole. nasjlodszy tom swiata mowi, ze to nie musi byc stresujace, no ale na razie jest,

1 comment:

  1. no halo, napisałem tu komentarz i go skasowało??
    nie podoba mi się to, chyba lepsze są maile

    K

    ReplyDelete