zastanawialam sie nad tyttulem i mialo byc "chce do domu" ale postanowilam ze nie bede tak negatywnie nastawiona. ale okazalo sie ze przeraza mnie wszystko i na serio chce do domu! tylko nie mowcie mojej mamie.
wiec poza tym, ze w samolocie byla awaria silnika i wylecielismy piec godzin pozniej, jakis niezrownowazony brazylijczyk wrzeszczal ratunku, obok mnie siedzial pan ktory byl jak hipopotam, to bylo fajnie. na lotnisku okazalo sie ze melissa nie przyjechala, tylko sergio, ktory wygladal jak taksowkarz i kiedy w koncu jechalismy do lotte vx, tam gdzie on mieszka, bylam pewna ze mnie zamorduje i jednak to nie byl dobry pomysl. cale jednak szczescie, nie nie zrobilam jakiegos teatru, bo jednak wyszlo na to, ze sergio naprawde zna melisse, i na razie mieszkam u niego w domu, bo moj wlasny jest jeszcze nieukonczony. robi wrazenie, nie? bede miala wlasny dom w brazylii, z internetem i boiskiem do pilki nozej (a jakze).
powiedzialam juz pierwszy raz norci i leici, wiec uwazam ze teraz bedzie juz tylko z gorki jesli chocdzi o portugalski. jednak poszlismy do szkoly, gdzie mam pracowac, i trafilam na jakies hiperrozmowne dzieci, i NIC nie rozumialam, wiec tylko sie usmiechalam, nie wiem, czy to wystarczy.
jelsi chodzi o moje obowiazki, serdenka, to moim codziennym zadaniem beda codzienne wizyty u rodziny z TRUDNOSCIAMI. dzieci maja jakies problemy w szkole a mama hiv, w ramach podziekowania bedziew robila mi pranie i obiady. rowniez codziennie mam siedziec w tej szkole i pomagac ujarzmiac dzieci, a dwa razy w tygodniu mam miec lekcje angielskiego dla doroslych i korki dla dzieci, ktore nie radza sobie w szkole. oczywiscie nikt poza nami tego nie wie, wiec mam odwiedzic wszystkie koscioly i inne miejsca publiczne i powiadomic. kurcze, zastanawiam sie, czy to przypadkiem nie za duzo?
wczoraj melissa zabrala mnie na plaze, gdzie one wynajmuja pokoj, i teraz skacze po falach, bo jest zapalona surferka, a ja sobie siedze i nic oczywiscie nie rozumiem z konwersacji brazylijczykow niedaleko.
jednak mam zly humor i to jest za duzo. melissa kazala mi wkladac wieksze sumy pieniedzy do stanika kiedy jade autobusem, zeby nikt mnie nie okradl. jak marylin monroe! (albo przynajmniej mam takie wrazenie).
mam nowa ulubiona potrawe, jest to pao do queijo, czyli kulki serowe! mozna tez jesc male slodycze o smaku masla orzechowego z dzemem i - SYLWIA - caipirinhe! wczoraj upilam sie JEDNA i bylam bardzo wesola, i uznalam ze wszystko bedzie dobrze, wiec dzis tez bede musiala sobie wypic.
i nie chce byc okropna, ale melissa nie odmienia czasownikow! czy ktos mi powie, czy mozna tak powiedziec: eu perguntar se podem faze-lo? bo juz mi sie wszystko poplatalo, zapomnialam zeszytu i slownika pani papisz, ktory i tak by mi sie nie nic nie przydal, oni nawet na poduszke maja inne slowo, pomijajac wszystkie reguly, ktore zupelnie olewaja.
Saturday, July 4, 2009
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
ej, na początku się nigdy nic nie rozumie, ale w miarę czasu będziesz wiedziała nawet jak jest pościel ;) a co do obowiązków to myślę, że to nie aż tak dużo, chyba że się okaże potem. rób dużo zdjęć! (żeby aparatów starczyło.. w razie czego mogę Ci dosłać)
ReplyDeleteK
This comment has been removed by the author.
ReplyDeleteJESTEŚ BARDZO MĄDRA I DZIELNA,DASZ RADĘ ZE WSZYSTKIM!
ReplyDeletebrachot-mi warsza!
buziaków milion!
Twój blog jest przewspaniały!
ReplyDeleteNormalnie uznałabym, że to głupie, bo przecież mogłabys mi opowiedzieć po powrocie, ale grudzień jakoś za daleko ;)
Z restzą.. tyle się w Rio dzieje!
Baw się dobrze, i nie popadnij w alkoholizm!
S.
Składanie wizyt brazylijskim kościołom to niezwykłe zadanie. Jak jest "część Boże" po portugalsku?
ReplyDelete