Sunday, July 26, 2009

tia, jestes taka biala, ze prawie przezroczysta

chcialam napisac bardzo, przebardzo duzo, ale nie wiem, bo jak widzicie jest pora nad ranem, i za dwie godzinki bede znikac, zeby wziac taksowke na lotnisko.

jestem w rio ponownie, tym razem z weselszymi przygodami. zatrzymalam sie w apartamencie iana, smiesznego coucha, ktory ma wlasny hostel i przecudowna dziewczyne. co prawda nie jest to dziewczyna w prawdziwym, powaznym tego slowa znaczeniu, tylko przedluzony one night stand, jak to mowia, ale ona sie mna zajela, bo on pracowal, a ja zajelam sie wysluchiwaniem, poniewaz rzecz jest powazna! ona miala jutro jechac do nowego jorku, a chce zostac, bo nie wie, czy to powazna sprawa. tzn, milosc czy nie milosc. milosc czy malosc.

ale tymczasem wyszlismy sobie wieczorem, z PRZECUDOWNYMI meksykanami, przyszlym aktorem gejem i przyszla rezyserka, ubrana w sukienke klubowa ze sztucznymi rzesami. lubie podroze, bo moja glowa ma inne maniery. wiecie, w polsce z takiego spotkania pewnie nic by nie wyszlo.

wiec przyszedl tez ollie australijczyk, zalil sie przez 5 minut, potem przyszla kolej na mnie, tez sie zalilam 5 minut, taka mielismy umowe, a potem, chociaz nie wyczerpalismy tematu, poszlismy do baru dla starych ludzi, takiego naroznika z lata z resztkami jedzenia, ale akurat upiekli pizze kiedy przyszlismy, wiec pochlonelismy ja zgodnie, my dwoje i yaya, potomkini ekwadorskich indian.

wiec za dwie godziny bede w drodze na lotnisko. az sie boje o tym myslec, tak sie boje ze to sie nie uda! a tyle sie obtlukiwalam o rio, zeby zdobyc te bilety i w ogole tak to wykombinowac, ze az nie wiem.

tak czy inaczej, jesli chodzi o fawele, to z moja rodzina brazylijska znamy sie podobno tak dobrze, ze znam juz nawet problemy malzenskie, tkore trapia moja tutejsza mame. wcale nie czuje sie z tym dobrze! bo wiecie, sergio jest jednym z najlepszych ludzi swiata.

kilka milionow ludzi ma zachorowac tutaj w brazylii na swinska grype w ciagu tych dwoch miesiecy. jakos sie nie boje (wiec pewnie zachoruje). a w faweli nudy, serio, tysiace rzeczy dzieja sie kazdego dnia. bylam np na lekcji judo jednego z moich chlopakow, ktory za kilka lat bedzie najgoretszym chlopakiem w tej czesci brazylii, a na razie ma 12 lat i wielkie problemy z czytaniem, obejrzalam w faweli film o fawelach (musimy to obejrzec, powiedziala jakas 11latka, bo jest to rzeczywitosc brazylijska, bron, narkotyki i zabojstwa), wypilam mnostwo sokow z owocow, ktorych nazw nie da sie nawet przetlumaczyc na polski, i podjelam decyzje, ze zostaje. nie wiem, na jak dlugo, ale praca wydaje sie fajna, i w ogole. chociaz wydaje mi sie chwilami, ze jestem za mala na takie rzeczy, nie mam doswiadczenia i w ogole oczekuje sie ode mnie zbyt wiele. no ale nie wiem. podobno, jak wszyscy mowia, trudne doswiadczenia sa najbardziej rozwijajace, ale nie wiem, czy licza sie tez te, ktorych mozna uniknac?

tak czy inaczej, poznalam dzis wspanialych ludzi, i na tym poprzestaniemy. trzymajcie kciuki, zeby w bahii bylo fajnie. powiem wam czy ona w ogole istnieje, bo osobiscie mam watpliwosci.

2 comments: