Friday, July 17, 2009

on the road in a backpacker style.

dobra.
ustalmy fakty.

nie rozumiem, co sie ze mna dzieje. caly ten projekt jest przefajowy. ludzie sa przefajowi. miejsce jest, no dobra, moze nie przefajowe, ale bezpieczne, a czasem nawet ma takie karaibskie motywy, ktore sa po prostu najlepsze. wiecie, w stylu kolorowych scian i stolu bilardowego na dworze.

jedzenie nie jest przefajowe (Sylwia tez nigdy nie najadla sie do syta ryzem, bo pytalam. tom tez. wiec o co chodzi? niby miliony latynosow codziennie sie najadaja, ale nie wiem, naprawde, jak oni to robia). ale picie jest przefajowe. soki i caipirinha, prawda. dom wolontariuszy jest przefajowy. no, bedzie, bo jeszcze nie jest skonczony, ale jest fajowski, mowie powaznie. stoi na skraju wzgorza, nizej jest wysypisko smieci ale nie czuc. dopiero dzis zauwazylam, kiedy szlam z chlopakami z korepetycji, wiec sami widzicie, miejsce pierwszaklasa.

moi szefowie, mozna to tak nazwac, sa w czesci przefajowscy. melissa jest przefajowska (niespodzianka), pastor - sami wiecie, anna mae jest przefajowska.

w tym ja nie wiem, o co mi naprawde chodzi. jesli bedzie mi tu dobrze, to bedzie po prostu przezajebiscie, bo wszystko jak widzicie jest przefajowskie. wiec poczekam i popatrze, zaczne te prace i nie bede na razie az tak narzekac. bo po prostu jestem juz zeschnieta skurupka ze smutku, przysiegam wam szczerze.

ale wiecie, jesli bym kiedys chciala sprobowac projektow takich jak np bubisher.com, ktory szanuje i uwielbiam z calej sily nawiasem mowiac, to mozecie mi to wybic z glowki od razu, ok(nie ma tu znaku zapytania, zaraz opowiem dlaczego).

dlaczego? bo jestem w rio! a w rio zyje sie na krawedzi! no dobra, nie przesadzajmy, ale moj host sie odmowil, i nie mialam gdzie sie podziac, ale wtem otworzylam moj stary dobry lonely planet i pojechalam na copacabane. i oto jestem w hostelu, ktory przypomina mi ten smieszny klub w pradze, zapytajcie bolty, ktory mial siedem tysiecy poziomow i np sufit z monitorow, i taki smieszny pan mnie oprowadzal i np na siodmym pietrze jest jacuzzi, a pomiedzy iatym a siodmym sekretne miejsca. bylam bardzo podekscytowana (bo przeciez tajemnice sa przefajne) i zaprosil mnie na driny z przyjaciolmi! na bank beda to niebrazylijczycy! nie moge sie doczekac! mialam wlasnie na to ochote, nawet zapewnilam telefonicznie toma ze w pierwszym kiosku kupie sobie zgrzewke piwa, i tak zrobie, HA!

bo moja brazylijska rodzina to sa cudowni ludzie, ale oni sa strasznie ewangeliccy, nie pija alkoholu i nie lubia samby. dla mnie sa to dwie powazne sprawy, wiec jest konflikt interesow. ale sa bardzo kochani. napisze wam pozniej o nich wszystkich, w ogole, ale po niedzieli, bo w niedziele sa urodziny julii, wiec bede miala potem kopalnie obserwacji.

to co (znak zapytania). ja ide na piwo i churros na druga strone ulicy, a wy do maili i piszecie do mnie listy (znak zapytania). a w ogole to co mam zrobic, isc na te skale czy jeszcze poczekac (znak zapytania).

poza tym wszyscy teraz machamy do toma, ktory sobotni poranek spedza w ogrodzie przyjaciela sadzac drzewko mango. tak przynajmniej zrozumialam. bo wiecie,on dzwoni do mnie czesto i przekonuje sie, ze jest naprawde przefajowski, chociaz nie chce przyjechac do rio.

1 comment:

  1. mam wciąż wątpliwości co do tomasza, natomiast cała reszta wydaje się iście przefajowa. i wiesz, jeśli coś nie gra w stu procentach (czyli np. gra w 88) to myślę, że to jest i tak bardzo bardzo dobrze. ludzie spędzają wakacje nad jeziorem w giżycku albo na krupówkach z misiem, a Ty jesteś w RIO! no halo

    K

    ReplyDelete